Skrajnie subiektywnie i wybitnie zgryźliwie

W trakcie pełnych dwóch sezonów żeglowania, przez pokład FRI przewinęła się spora grupa żeglarzy - znajomych. Spora, bo konkretnie 28-mio osobowa - nie licząc armatorów, ich dzieci i wnuczki. Właściciele FRI, z zasady, zapraszają i goszczą na FRI załogi bez zobowiązań i wstępnych warunków, więc nie oczekują niczego kwitującego zakończenie rejsu, poza zdawkowym „cześć” i ewentualnie „dziękuję”. Ale… No właśnie ale?

Psa w Tromso interesowała torba…

Pytam. Czy FRI, która „woziła” i chroniła czyjąś DUPĘ, przez jakiś czas była skromnym, chybotliwym, mało wygodnym ale DOMEM, nie zasługuje na małą wdzięczność w postaci pisemnego wychwalenia Jej uroku, uznania Jej wyjątkowego ducha, wychwalenia Jej niekwestionowanej dzielności, Jej statecznej klasyczności, szczególnych Jej kształtów, czy też wspomnienia i opisania wrażeń z żeglugi pod Jej żaglami?

Tym, którzy tu i w tym miejscu, oburzą się moim personifikowaniem kawałka żywicznej skorupy (przez użycie określenia „Jej”), poskręcanej kawałkami krzywego drewna i stalowego złomu, uświadamiam (lub przypominam), że wszystkie jachty, statki i okręty mają dusze. FRI ma WYBITNĄ!

Między innymi, tym pływadła się różnią od pojazdów samochodowych, w tym przyczep kempingowych, że nadaje się im imiona własne, w celu podkreślenia tej duchowości. Autom z definicji nie nadaje się nazw, tylko nr rejestracyjne. Wiem, że są wyjątki. Sam kiedyś jeździłem pożyczonym, zielono-czerwonym VW „garbusem”, z namalowanymi ręcznie kwiatkami oraz ogromną nazwą OLASIA na masce. Nazwą wywodzącą się od imion dwóch córek właścicieli. I mimo, że w tych czasach kodeks drogowy w Polsce dopuszczał malowanie aut jedynie dwukolorowo, to dusza tego samochodu, nie pozwalała milicjantom (policji jeszcze wtedy nie było) karać prowadzących to Auto mandatami lub odebraniem dowodu rejestracyjnego, z uwagi na „pstrokatość” kolorystyczną. Tak, OLASIA miała duszę!

Pomysł na tę „wybitnie skrajną zgryźliwość”, dedykowaną byłym członkom załóg pływających na FRI (z jednym, chlubnym wyjątkiem - dzięki Krystek :) podsunęła mi niebywale duża ilość peanów na cześć FRI, wysłuchiwanych podczas pobytów w portach skandynawskich, wygłaszanych przez przypadkowo napotkanych obserwatorów. Kulminacją było stwierdzenie; „…musisz być bardzo szczęśliwym, pływając i posiadając taki jacht!”, które usłyszał wspólnik na Lofotach.

FRI może zrozumieć Tych co „pierwszy raz na jachcie”, „pierwszy raz na morzu” i tylko przez 2-3 noce. W końcu… najgorsze jest te pierwsze 10 lat. Ale co myśleć o Tych, co po kilka tygodni i nie tylko w jednym rejsie, wygniatali koję na FRI i… NIC!

Pisząc te słowa, nie mam obaw, że po ukazaniu się tego tekstu, przyszli, zapraszani na pokład FRI żeglarze, poważnie rozważą, czy aby warto się narażać na późniejszą brutalną uszczypliwość?

Uff… ws

PS
Tym, którym „drgnęło” i im „głupio”, ułatwię: Tym, którzy zadają pytanie: „a czy z każdego pływania musi być opis – relacja?”, odpowiem: oczywiście NIE!
Innym polecam: http://www.kulinski.gdanskmarinecenter.com/art.php?id=1530&st=0&fload=1 A Jerzy nie gościł jeszcze na FRI !!!